sobota, 19 kwietnia 2014

Chapter 3

*Piątek, 17:30*
- Daniel, błagam cię! - jęknęłam, idąc za bratem do salonu. - Przecież umiem prowadzić!
- Ale nie moim maleństwem! - obruszył się, zerkając na mnie co chwila - Nie Clarą!
- Clarą? Nazwałeś samochód Clara? - zapytałam zrezygnowana.
- Tak! - spojrzał na mnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, przecież co druga osoba nazywa swój samochód jakimś beznadziejnym imieniem. - I nie ma mowy żebyś pojechała nią gdziekolwiek!
- Chcę tylko jechać do Tess! To ledwie 15 kilometrów stąd! - zawołałam, stając przed Danielem i patrząc na niego błagalnie.
- To idź piechotą! - skwitował i uśmiechnął się bezczelnie, dając mi do zrozumienia że muszę zmienić taktykę.
- Jasne... Rozumiem.. Przepraszam że zawracam ci głowę - westchnęłam żałośnie, wycofując się powoli do swojego pokoju - To twój ukochany samochód, nie mogę oczekiwać że mi go pożyczysz... W końcu i tak siedzę ci na głowie..
- Brooklyn, ja.. - zaczął mój brat, ale zbyłam go niedbałym machnięciem ręki.
- Nic nie mów, Dan. Taka prawda... Utrzymujesz mnie, opiekujesz się... A to powinni robić rodzice.. To tata powinien mi dać swój samochód... Szkoda że nie mam taty... - westchnęłam po raz kolejny i odwróciłam się do niego plecami, czekając na jego reakcję.
- Brooklyn, tak cię przepraszam! - jęknął Daniel i już po chwili znalazłam się w jego ramionach - Weź Clarę! Masz, zatankuj ją sobie - zanim się zorientowałam, brat wepchnął mi do ręki garść dolarów.
Starczyłoby żeby dojechać stąd do Chin.
- Dzięki Daniel - uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam. W głębi serca czułam wyrzuty sumienia, nie lubiłam okłamywać brata, a tym bardziej wykorzystywać go w tak okropny sposób...
- Dla ciebie wszystko - Daniel zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Będę się zbierać już - powiedziałam, wyswobadzając się z jego ramion. Byłam już gotowa do wyjścia, musiałam tylko iść po samochód do garażu i poczekać na Dominica.
- Tylko nie szalejcie za bardzo, nie chcę słuchać skarg od matki Tess - pouczył mnie brat, podając mi czarną, skórzaną kurtkę. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie - powiedziałam, czując nagły przypływ miłości do brata.
- Dobra, dobra, i tak wiem że mówisz tak tylko dlatego żebym nie zabrał ci kluczyków - zachichotał, otwierając mi drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania, ogarnęło mnie dziwne przeczucie że coś jest nie tak. Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na drzwi za sobą. Miałam ochotę wrócić się i powiedzieć bratu jak bardzo go kocham, że jest dla mnie wszystkim... Poczułam zupełnie irracjonalny strach że widziałam go po raz ostatni. To było co najmniej dziwne...
Zjechałam windą na parking podziemny i wsiadłam do auta brata. Rozluźniłam się, czując znajomy zapach jego perfum...
Uśmiechnęłam się słysząc warkot silnika po czym powoli wyjechałam na ulicę. Miałam dziwne przeczucie że Daniel będzie uważnie obserwował moje poczynania z jego Clarą.
Na chodniku kilka metrów dalej, zauważyłam chłopaka w czarnej skórzanej kurtce.
- Nie jadę autobusem - powiedziałam, zatrzymując auto obok niego i opuszczając szybę.
- I może jeszcze ty prowadzisz? - zakpił, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Owszem. Wsiadaj i nie marudź - zarządziłam. Dominic wywrócił teatralnie oczami i zajął miejsce obok mnie.
- Nawet nie wiesz dokąd jedziemy - mruknął niezadowolony.
- No to może mi łaskawie powiesz? - prychnęłam, zezując na niego.
- Ale to miała być niespodzianka. - zaoponował, zakładając ręce na piersiach.
- W takim razie to ja wybieram dokąd pojedziemy - uśmiechnęłam się tryumfalnie. Po jego minie widziałam że skończyły mu się argumenty - albo mi powie, albo pożałuje.
- Nie powiem. Ale się zemszczę - zagroził, odwracając się bokiem.
- Zachowujesz się jak dziecko - mruknęłam, włączając radio na cały regulator.
- Chyba żartujesz! - zawołał, próbując przekrzyczeć piosenkę. Roześmiałam się widząc jego przerażoną minę i zaczęłam fałszować Biebera najgłośniej jak mogłam.
Zanim zdążyłam go strzelić po łapie, Dom wyjął płytę z radia mojego brata.
- Ej ! - oburzyłam się - Ja tu śpiewam !
- Śpiewasz?! Wyjesz jak mordowany kot! - zawołał Dominic za co zarobił szturchnięcie łokciem w bok.
- Ty się nie znasz i tyle ! - fuknęłam na niego.
- Dokąd jedziemy? - zapytał udając obrażonego.
- Do opery - burknęłam na co Dominic wybuchnął szczerym śmiechem.
- Jaja sobie robisz - wydukał.
- Nie. Nie jesteś chyba aż takim dzikusem - wywróciłam oczami i spojrzałam na niego z ukosa. Miał na sobie podarte dżinsy i czarną skórzaną kurtkę.
- Ja? - prychnął, patrząc na mnie jak na wariatkę - Bez kitu, głowa cie boli, mała.
- Nie mów do mnie "mała".
- Ale przecież jesteś mała.
- A ty co, może wielkolud?!
- Jestem wyższy skarbie. I zajebiście umięśniony. - Dominic uśmiechnął sie bezczelnie i puścił mi oczko.
- Taki skromny...
- Szczery, mała.
- Przestań mówić do mnie MAŁA!!
- Dobrze, maleńka.
- Wysiadaj. - rozkazałam, zatrzymując się gwałtownie.
- Zwariowałaś? - zapytał, unosząc jedną brew - Jesteśmy na środku ulicy - jakby na potwierdzenie jego słów, ktoś za nami zaczął trąbić.
- Trudno. Nie będziesz mnie obrażał w moim samochodzie! - oburzyłam się. Fakt, trochę naciągnęłam prawdę co do właściciela samochodu, ale to taki szczegół...
- Czy ja cię obrażam? - zapytał z kpiącym uśmiechem.
- Tak! Nie jestem żadna mała, maleńka, ani CALINECZKA ! - wydarłam się. Nienawidzę taki durnych zdrobnień, nienawidzę.
Dominic odchylił sie do tyłu i zakrył sobie usta dłonią, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Ojej, jakie to sie agresywne zrobiło! - wyjęczał ze śmiechem, łapiąc się za serce.
- Nie rżnij głupa, dobrze? - mruknęłam, włączając się do ruchu.
- Ale przecież ty nie jesteś taka niegrzeczna żeby tak brzydko krzyczeć!
- I nadal nie będę - warknęłam.
- A co to było?
- Twój zły wpływ.
- Ja mam na ciebie zły wpływ? Dobre sobie.
- A co, może nie? Okłamałam przez ciebie brata! Dwa razy!
- Uważaj, pójdziesz do piekła, ma.. no.
- Właśnie wiem... - mruknęłam niezadowolona. Dominic zamiast odpowiedzieć znowu zaczął się ze mnie śmiać.
- Jesteś obrzydliwy, arogancki, w ogóle beznadziejny! - zawołałam, gdy ten złapał się za brzuch i zaczął ocierać łzy szczęścia.
- J-Ja? Cze-czemu? - wycharczał, odrobinę się opanowując.
- Bo tak!
- Głupia jesteś - znowu zaczął sie śmiać. Tego już za wiele, nie pozwolę sobie na takie traktowanie przez jakiegoś dupka który się do mnie przyczepił jak rzep do psiego ogona.
Z piskiem opon zjechałam na prawy pas i zatrzymałam auto. Skoro on nie ma zamiaru wysiadać, ja to zrobię.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i żwawo ruszyłam przed siebie.
- EJ! DOKĄD TY LEZIESZ?! - wrzasnął za mną Dominic, gramoląc się z auta. - Brooklyn!
Zignorowałam go i szłam dalej.
- Nie chcę nic mówić ale to ty zostawiłaś swój wóz otwarty na środku ulicy - zawołał.
Machinalnie przystanęłam.
- Co ty odwalasz? - zapytał chłopak, doganiając mnie, gdy już zawróciłam do samochodu.
- Mam cię dość! Przyczepiłeś się do mnie jak jakiś wariat, wyciągasz mnie gdzieś na miasto, co ja w ogóle tu robię! I w dodatku mnie obrażasz! - darłam się, dynamicznie gestykulując w jego kierunku.
- Czyś ty zwariowała?! Ja się przyczepiłem! Ja cię wyciągam! I ja cię obrażam!?
- Tak, dokładnie !
- No to chyba się pomyliłaś!
- Chyba raczej ty!
Żadne z nas nie zwracało uwagi na to że stoimy na środku ulicy, a za nami stoi chyba z 6 samochodów trąbiących ile wlezie.
- Jesteś stuknięta! - zawołał, pukając się w czoło.
- Przynajmniej nie wyglądam jak chińska podróbka całej piątki One Direction!
- Lepiej wyglądać jak plastikowa lala!
- A żebyś wiedział że lepiej! - wrzasnęłam mu prosto w twarz. Nawet nie zauważyłam kiedy stanęliśmy tak blisko siebie.
- Słodka jesteś gdy tak się złościsz - mruknął, pochylając się w moją stronę.
- Chyba żartujesz - jęknęłam, odpychając go od siebie. Biegiem rzuciłam się do auta i zamknęłam wszystkie drzwi zamkiem elektronicznym. Co on sobie w ogóle wyobraża!
Dominic wciąż stał w tym samym miejscu, i wciąż wpatrywał się we mnie z szokiem na twarzy.
Szybko wrzuciłam bieg i odjechałam najszybciej jak tylko mogłam.
Co tu się w ogóle dzieje!
Zanim się zorientowałam dokąd jadę, zatrzymałam się pod domem Tess.
Zaparkowałam auto przy wejściu i z ociąganiem podeszłam do drzwi.
- Witaj skarbie! - otworzyła mi mama Tess.
- Dzień dobry. Jest Tess? - zapytałam. Jej mama wydawała się zupełnie zdziwiona.
- Ale.. Ale przecież Tess jest u ciebie?
- Jak to? Znaczy... Oczywiście że jest, tylko prosiła żebym przywiozła jej... no.. tego... Piżamę?
- Ah tak, jak zwykle musiała czegoś zapomnieć.. Jak zwykle kogoś wrabia w pomoc, co? - uśmiechnęła się kobieta i zniknęła w środku domu.
Gdzie jest Tess? Czemu mi nic nie powiedziała? Co ona znowu kombinuje?
- Proszę kochanie. I przekaż jej, że zacznę jej przylepiać karteczki na czole.... - mama Tess podała mi torbę w której najpewniej była piżama mojej przyjaciółki.
- Dobrze. Dobranoc - uśmiechnęłam się i wróciłam do samochodu.
Od razu wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Tess.
- Halo? - pisnęła radośnie Tess, odbierając po chyba setnym sygnale.
- Czemu twoja mama twierdzi że jesteś u mnie? Przecież ja jestem u ciebie!
- Wygadałaś jej?! Boże, Brooklyn! - zawyła zrozpaczona.
- Nic jej nie wygadałam, ale gdzie ty jesteś! - krzyknęłam nieco już zdenerwowana.
- Ja... No... Przestań, ty świntuchu! - pisnęła nagle, na co gwałtownie odsunęłam telefon od ucha.
- Tess! - wydarłam się, próbując przywołać ją do porządku.
- Przepraszam, muszę kończyć - zachichotała - Rick mnie zamęczy!
- Rick?! Ale... - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Nie wierzę. Nawet Tess nie jest chyba na tyle głupia żeby umówić się z tym dupkiem... Co oni tam w ogóle robią?
Pozostawała jeszcze kwestia mojego noclegu. Skoro do Tess nie pójdę, a do domu też raczej nie wrócę, do kogo by tu... Scarlett i Ethan wyjechali po południu do ciotki... Ugh..
- Witaj królewno - Dominic odebrał niemal natychmiast - Stęskniłaś się?
- Strasznie. Gdzie jesteś?
- Czyżbyś chciała się spotkać? Czy tym razem mnie przejedziesz?
- Weź się uspokój. Poza tym sam się prosiłeś!
- Ah tak? Przyznaj się, zmieniłaś zdanie odnośnie pocałunku? Nie możesz się oprzeć mojemu urokowi, prawda?
- Daję ci 10 sekund żeby to cofnąć, albo naprawdę cię rozjadę - powiedziałam, siląc się na spokojny ton. Dopiero teraz zauważyłam jak mocno zaciskam palce na kierownicy, niemal pobielały mi kostki.
- Spokojnie, królewno. Tak się z tobą droczę.
- Nie ważne. Słuchaj, mogłabym do ciebie wpaść? Tak się złożyło że mój brat myśli że jestem u przyjaciółki, a mama tej przyjaciółki myśli że jesteśmy u mnie. I to wszystko twoja wina!
- Oj królewno, nie bulwersuj się tak Przykro mi, ale skoro już odwołałaś nasze wieczorne plany po tym jak zostawiłaś mnie na Time Square, teraz jestem zajęty. Ale spokojnie, moje usta znajdą cię kiedy indziej.
- Prędzej świnie zaczną latać, niż cię pocałuję - warknęłam oburzona, zerkając na telefon osadzony w statywie na przedniej szybie.
- Szykuj się na deszcz, słoneczko - roześmiał się.
- Dupek! - wrzasnęłam i zakończyłam połączenie.
Co za bezczelność! Nie dość że mnie wcześniej zwyzywał, że mnie obrażał w samochodzie mojego brata, że był totalnym dupkiem, to jeszcze ma czelność... ma czelność... No tak się zachowywać!
No i co ja teraz zrobię?! Przez tego dupka nie mam co ze sobą zrobić... Przecież nie wrócę do domu, niby jak wytłumaczę bratu że tak wcześnie... Przecież ja nigdy nie wracałam o tej porze jak miałam być u koleżanki...
Nagle mój telefon rozdzwonił się ponownie. Dominic.
Zignorowałam jego kolejne trzy telefony i dwie wiadomości, po czym zaczęłam przeszukiwać telefon w poszukiwaniu jednego numeru... Już wiem do kogo pojadę.
- Hej Brook, co tam? - usłyszałam w słuchawce. Mimowolnie się uśmiechnęłam, na wspomnienie naszego ostatniego spotkania.
- Wszystko ok. Mogłabym wpaść? - zapytałam, analizując wszystkie możliwe odpowiedzi.
- Pewnie. Smarka nie ma w domu, więc cię nie zanudzi swoją paplaniną. No chyba że zmieniłaś się w bezmózgiego plastika podobnego do tej twojej psiapsi.
- Nie, spokojnie. Będę za jakieś 5 minut.
- Czekam. - chłopak rozłączył się akurat gdy mijałam ostatni zakręt prowadzący do jego domu.
Ostatnia prosta... Ta ulica.. To tu poznałam tego dupka..
Zaparkowałam na podjeździe i sięgnęłam po torbę z tylnego siedzenia. Mam nadzieję że Tess się nie obrazi że pożyczę jej piżamę.
Gdy upewniłam się że auto brata jest dobrze zamknięte, ruszyłam do drzwi. Ciekawe czy rodzice chłopaków są w domu...
- Hej Brooklyn - drzwi otworzyły się kilka sekund po tym jak zapukałam. Faktycznie, czekał.
- Hej Collin.



                                                                           ~*~