Po nocy spędzonej na oglądaniu durnych komedii, miałam już dość telewizji na następny miesiąc.
Collin był w porządku, ale nie mieliśmy wielu tematów do rozmowy, dlatego był dobrym kumplem tak, o, do oglądania filmów i rzucania w siebie czipsami.
Jednak dobrze się bawiłam, na pewno lepiej niż z pewnym panem o imieniu na "D"... Collin to prawdziwy gentelman, czego o Dominicu powiedzieć nie można. Nawet odwiózł mnie do domu!
Gdy tylko weszłam do domu, moją uwagę zwróciła dziwna, nienaturalna cisza jaka w nim panowała. W naszym mieszkaniu zwykle huczała muzyka, ewentualnie Dan próbował swoich sił na starej gitarze którą kiedyś dorwał na wyprzedaży garażowej u jednego z sąsiadów. Mój brat twierdził że ma talent, tylko że głęboko ukryty... Bardzo głęboko... W głębokiej głębi dna jego samego.
Właśnie, a gdzie w ogóle jest Daniel?!
- Dan! - zawołałam, rozglądając się po pokoju - Daniel!
Cisza, która mi odpowiedziała była nie do zniesienia. Kto jak kto, ale Daniel zawsze do mnie dzwonił uprzedzając swoje wyjście, więc to chyba normalne że się martwię...
Z westchnieniem wyjęłam telefon z kieszeni, machinalnie wbijając numer do brata, który notabene znałam na pamięć odkąd pamiętam. Dan zawsze mi powtarzał, że jeśli się gdzieś zgubię, mam wysępić od kogoś telefon i do niego dzwonić.
Po kilku bezskutecznych próbach nawiązania połączenia odłożyłam telefon na blat kuchenny.
Trzask.
Niemal podskoczyłam w miejscu, gdy usłyszałam znajome skrzypnięcie drzwi od swojej sypialni, serce po prostu podeszło mi do gardła.
Ktoś jest w naszym mieszkaniu. I to na pewno nie jest Daniel...
Drżąc na całym ciele chwyciłam kij baseballowy stojący w kącie, przygotowany specjalnie na taką sytuację i na miękkich nogach ruszyłam na przedpokój.
Drzwi były uchylone, a dałabym sobie rękę uciąć że gdy wchodziłam, były zamknięte.
Poczułam bolesny skurcz w żołądku i łzy przerażenia w oczach, kiedy kroczek za kroczkiem posuwałam się w stronę drzwi.
Gdy znalazłam się stosunkowo niedaleko nich, przylgnęłam płasko do równoległej ściany. Wzięłam głęboki wdech i lekko pchnęłam je stopą. Oprócz przeraźliwego skrzypnięcia, niczego nie usłyszałam.
Daj spokój Brooklyn! Nie jesteś małym dzieckiem ani durną laską z jakiegoś horroru! Nie będziesz tu odstawiać scen!
Poprawiłam uścisk na kiju i wzięłam głęboki wdech dokładnie w tej samej chwili gdy usłyszałam cichy oddech tuż obok siebie... Tuż za ścianą.
Uniosłam kij do góry i wyskoczyłam zza ściany, zamachując się najlepiej jak tylko potrafiłam.
Syknęłam gdy siła uderzenia zawibrowała w moich rękach a napastnik z głuchym jękiem padł na kolana, trzymając się za lewy bok.
- Popieprzyło cie?! - wrzasnął boleśnie włamywacz a ja zamarłam.
Co do...
- WYNOCHA Z MOJEGO DOMU! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, czując że w środku mnie powstał wulkan tylko czekający na wybuch...
- Znokautowałaś mnie - mruknął żałośnie, wciąż trzymając się za bolące miejsce.
- Włamałeś się do mojego domu! - warknęłam, ponownie unosząc kij.
- Hola, hola! Spokojnie, mała! - chłopak szybko się odsunął a ja spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek.
- Coś ty powiedział? - syknęłam, czując że trzęsę się z wściekłości.
- Spokojnie. Mała - powtórzył, a ja ponownie się zamachnęłam, tym razem celując w jego pusty łeb.
Dominic był przygotowany na taki obrót spraw, bo szybko skoczył w tył, gdy tylko kij z łoskotem uderzył o ścianę.
Krzyknęłam z bólu i natychmiast upuściłam kij, patrząc z przerażeniem na swoje zaczerwienione dłonie. Ból był palący, nigdy jeszcze nie czułam czegoś takiego. Dłonie dosłownie płonęły mi żywym ogniem...
- Wariatka... - mruknął Dominic, podchodząc do mnie i chwytając moje ręce. Kilka łez skapnęło mi na policzki, natychmiast wyrwałam mu dłoń.
- Pokaż! - nakazał tonem nie znoszącym sprzeciwu - Dojebałaś jak Chuck Norris chińczykowi, więc mogło ci się coś przesunąć albo złamać.
Z lekkim wahaniem podałam mu rękę którą delikatnie ujął.
- Wolałbym nie być tą ścianą... - mruknął do siebie, wciąż oglądając zaczerwienione miejsce.
- Trzeba było mnie nie prowokować - prychnęłam, dopiero teraz zauważając że w miejscu w które uderzył kij, posypał się tynk a farba odlazła eleganckim płatem.
- Kobieto, mogłaś mnie tym dziadostwem zabić! - oburzył się chłopak.
- To po co się włamałeś?! I mnie straszyłeś?!
- Nie włamałem się. Było otwarte, więc teoretycznie każdy mógł tu wejść jak do miejsca publicznego.
- No chyba cię ... Jak to było otwarte?!
- No normalnie. Drzwi, te takie drewniane co sie otwiera, były otwarte.
Serce znów zabiło mi dwa razy mocniej niż zwykle, szybko wyrwałam się z uścisku Dominica i znów pobiegłam do kuchni po swój telefon.
- Daniel przysięgam że cię zabiję jeśli nie oddzwonisz w przeciągu minuty! - zawołałam do poczty głosowej mojego brata.
- Niunia, ja nie chcę nic mówić, ale weź ty się napij meliski czy czegoś, bo cię do więzienia wsadzą za liczne morderstwa...
- Daj mi spokój - burknęłam, odwracając się do niego plecami. Teraz już zupełnie poważnie zaczynałam się martwić o Dana. Gdzie on się podziewa?
- Sorry, nie bij - prychnął chłopak, podchodząc do mnie.
- Wychodź - rzuciłam natychmiast, zanim zdążył choćby otworzyć usta.
- Co? - wydawał się dość zdezorientowany moim zachowaniem.
- Wychodzisz, pospiesz się. - popchnęłam go w kierunku drzwi, drugą ręką sprawdzając czy mam kluczyki w kieszeni.
- Ale po co?
- A co cię to interesuje?
- A tak poza tematem, to kim jest ten cały Daniel? - zapytał podejrzliwie Dominic, wchodząc za mną do windy.
- Jeśli zaraz się nie zamkniesz to cię strzelę - warknęłam, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Nie strzelisz. Za bardzo boli cię rączka - uśmiechnął się cwaniacko i posłał mi całusa w powietrzu.
- Daniel to mój brat. - westchnęłam ciężko i zerknęłam na niego - Nie odbiera, zostawił drzwi otwarte... To jest zupełnie do niego nie podobne.
- Wiesz że popadasz w lekką paranoję? Może po prostu musiał szybko wyjść?
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam nawet co, bo zdawałam sobie sprawę że Dominic może mieć rację.
- Słuchaj, ja... - zaczęłam, lecz urwałam gdy winda szarpnęła w miejscu.
- Pięknie - mruknął chłopak, podchodząc do panelu kontrolnego.
- Utknęliśmy tu?! - jęknęłam z rezygnacją.
- Tylko mi nie mów że masz klaustrofobię!
- Nie mam...
Dominic zaczął wciskać wszystkie możliwe guziki, w tym alarmowego wyjca.
- Przestań, to nic nie da - powiedziałam w końcu, gdy chłopak nie przestawał męczyć guzików.
- Zauważyłem - burknął i usiadł na podłodze, łapiąc mnie za rękę i sadzając obok siebie.
- Martwisz się o niego, prawda? - zapytał Dominic, gdy cisza stała się zbyt męcząca.
- Tak. To skomplikowane... - powiedziałam, odwracając wzrok. Nie lubiłam o tym opowiadać, nawet Tess nie wiedziała wszystkiego...
- Może zrozumiem. - zachęcał chłopak, dając do zrozumienia że mam mu powiedzieć co się dzieje.
- Mam tylko jego. Tylko Daniela... To jedyny stały fragment w moim życiu, wszystko inne... w końcu przemija...
- A co z rodzicami? - dopytywał, niemal nieświadomie klucząc po bardzo cienkim lodzie który w każdej chwili mógł pęknąć na milion kawałków, uwalniając wszystko co we mnie drzemie. Każdą łzę i nieprzespaną noc, gdy w dzieciństwie budziłam się z płaczem i biegłam do Daniela.
- Taty nie znam, a mama... Mama popełniła samobójstwo. Zostawiła nas zupełnie samych. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
Mimo że pamiętałam ją jako ciepłą kobietę, tą samą która plotła moje włosy w dwa piękne warkocze, która robiła mi kakao w zimne wieczory, tą która była moją mamą, gardziłam nią. Gardziłam tchórzostwem jakie przez nią przemawiało. Tym że wolała uciec, ot tak. Zostawiła mnie i Dana, nie myśląc o tym jak sobie poradzimy, co się z nami stanie... Wtedy przestała być moją mamą.
- To musiało być dla was ciężkie - powiedział Dominic, obejmując mnie ramieniem.
Uniosłam w zdziwieniu brwi, ale szybko zrozumiałam swój błąd... Powiedziałam to wszystko na głos.
- Dlatego chyba bym nie przeżyła gdyby coś mu się stało - mruknęłam, znów czując łzy w oczach. Wizja świata bez mojego brata była zbyt przerażająca...
- Rozumiem cię, naprawdę. No, już, nie smuć się królewno - Dominic szturchnął mnie w bok.
- Nie mów do mnie królewno - prychnęłam, na co chłopak wyraźnie się rozpromienił.
- Ha! Udało mi się rozpalić w tobie rządzę krwi! - zawołał z triumfem w głosie.
- Uważaj, bo jak znajdę jakiś kij, to..
- To sobie nim zrobisz krzywdę, złotko. Nie umiesz się nim posługiwać - chłopak jakby dla potwierdzenia swoich słów podniósł moją rękę na wysokość moich oczu.
- Nie mądrzyj się tak - burknęłam naburmuszonym tonem.
- Nie mądrzyj się tak - pisnął skrzekliwie Dominic, robiąc przy tym głupie miny.
- Przestań! - zawołałam.
- Przeeestaaań! - pisnął, udając że zanosi się płaczem.
- Dominic!
- Dominic.. - westchnął tęsknie, robiąc rozmarzoną minę.
- Jesteś niemożliwy! - ku mojemu niezadowoleniu, zabrzmiało to delikatniej i milej niż zamierzałam.
- Jestem uroczy, podła babo! - zawołał oburzony, po czym zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Co ci to dało? - zapytałam, starając się powstrzymać śmiech.
- Bardzo dużo. W końcu ulegniesz i mnie pocałujesz - wymruczał mi do ucha zmysłowym tonem.
Ze zrezygnowaniem się o niego oparłam, zdając sobie sprawę że on nie odpuści.
Taki jego urok, potrafi być totalnym dupkiem aż ma się ochotę roztrzaskać mu głowę kijem baseballowym, a czasem jest całkiem w porządku.
Ale w większości jest dupkiem.
- Dominic.. - zaczęłam nieśmiałym tonem - Opowiesz coś o sobie? Dlaczego w ogóle tu jesteś?
- Co konkretnie chcesz wiedzieć?
- Sam zobacz... To jest dziwne, nie sądzisz? Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem, a tak naprawdę od tamtej pamiętnej nocy ciągle się widujemy, ciągle mnie nawiedzasz. Czemu?
- Oj królewno, aleś ty problematyczna... - zaśmiał się i wzruszył ramionami - Gdy cię poznałem, uznałem że jesteś... ciekawa. Lubię ciekawych ludzi, więc stwierdziłem że muszę cię lepiej poznać.
- Serio?
- Serio.
- Skąd jesteś? - zapytałam, próbując coś z niego wyciągnąć.
- Z Nowego Yorku. - odparł obojętnie.
- A dokładniej?
- Z Bronx.
Mimowolnie zesztywniałam. Bronx? O Boże...
- Co, królewna nie tego oczekiwała od swego rycerza? - zakpił chłopak, lecz w jego głosie wyczułam nutę złości... i żalu.
- Nie, nie... Słuchaj, to nie tak że ja mam coś do... do tego...
- Do tego zbiorowiska bandziorów? - podpowiedział.
- Przestań - poprosiłam, zdając sobie sprawę, że Dominic przejrzał mnie na wylot. Dokładnie wiedział co myślę o tej dzielnicy, o jej mieszkańcach, w tym i o nim samym...
- Oboje wiemy że mam rację. - westchnął i wstał.
Winda drgnęła ponownie i ruszyliśmy. Ostatnie dwa piętra pokonaliśmy w zupełnej ciszy.
- Do widzenia. - powiedział Dominic, gdy znaleźliśmy się tuż przed klatką. Jakby od niechcenia skinął do mnie głową, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- Dominic! - zawołałam za nim.
Przystanął, lecz nadal się nie odwrócił.
- Zobaczymy się jeszcze?
Nie odpowiedział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ha! Pierwsza <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję za dedyka :* Chociaż ja cudowna to nie jestem.
A wiesz może czemu?
Przeczytaj uważnie mój wcześniejszy komentarz - chyba wyraźnie Ci napisałam, byś nie krzywdziła mojego przyszłego męża, prawda? No znaczy... jej brata. :D Jeśli mu coś zrobisz, to... to... zrobię Ci to samo! Ha!
Rozdział boski. Przeczytałam go tak szybko, że nadal czuję niedosyt - więc, moja droga, lepiej streszczaj się z pisaniem, bo ja tu czekam :*
Bardzo dobrze opisałaś scenę, gdy ona się skradała, szukając "włamywacza" - co racja, była chwila grozy, choć ja prychnęłam śmiechem, gdy przeczytałam o tym, jak ona poprawia chwyt - wyobraziłam sobie siebie w jej sytuacji i z całą pewnością bym narobiła hałasu, bo bym to zwaliła xD
Ale też śmiech był :3 I żal...
Dominic z Bronxu, co już wcześniej właściwie wiedziałam, ale... jejku. On taki smutny :( Właściwie ja go sobie wyobrażam, że w środku jest takim malutkim szczeniaczkiem, a z zewnątrz wilczurem xD
No i śmiech... Papugowanie? GENIALNE!
Tylko... Co on u niej robił? Co racja, wszedł, bo były otwarte drzwi. Ale... Wybacz. Z dołu, z dworu, przez klatkę, zobaczył, że ma otwarte drzwi? o.O Coś mi tu nie teges...
I dla własnego bezpieczeństwa, powtarzam, przyprowadź mi tu szybko mojego męż... Znaczy się jej brata!!!
No.
A co do marzeń - realizuj. Masz marzenia? Spróbuj je zrealizować. Pisz, pisz, pracuj. A uwierz mi, starania się przydają :) A właściwie chęci. Kto wie? Może zobaczysz w papierowej wersji Brooklyn?
Bo ja bym chciała na pewno *.*
Dobra, Aleksji znowu się rozpisała...
Cóż. Życzę miłej nocki i...
WENY! <3 i oby rozdział przyszedł do mnie jak najszybciej :3
Pozdrawiam
Aleksji
http://facebook.com/StanZaczytany
stanzaczytany@gmail.com
get-up-after-a-fall.blogspot.com
Rozdział boski
OdpowiedzUsuńHej!!
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zajżałam i... jaka zmiana!! Oczywiście na lepsze!! Rozdział jest niesamowiny!
Dominic jest wspaniale wykreowany; taki wielowarstwowy.... Gdy jest totalnym dupkiem i chce się go jedynie pacnąć w twarz ujawnia swój czar i może zabijać urokiem by zaraz potem być czułym facatem, wrażliwym facetem, megafajnym facetem.I coś czuje że tych "warstw" bądzie ciąg dalszy ;).
I nie waż sie czegoś robić Danielowi!!! Jak chyba pod poprzednim rozdziałem dodałam- Brook zajęłaby się swoim nieszcząściem i opłakiwaniem brata. Po takiej traumie człowiek tak szybko się nie zbiera bo jeśli byłoby inaczej to byłoby to po prostu małoautentyczne. Brook nie byłaby tą samą wariatką (jak to trafnie określił Dominic) tylko zamkniętą w swoim niesprawiedliwym świecie osobą. I nie byłoby w nim miejsca dla Doma...
Oj chyba wyszło kazanie... Sorry jeśli coś w zły sposób zrozumiałaś. Ja po prostu chce byś mogła się bez przerwy rozwijać i wymyślać nowy dzień w życiu Brook,a z doświatczenia niestety wiem że jak człowiek chce przedobrzyć i pierdolnąć jakimś mega pociskiem to później w jakiś sposób ma blokade i.... o Boże i znowu zaczynam!
Wiem jestem nie do zniesienia! Po prostu chce czytać tą historie jak najdłużej i pragnę Cię przy tym wspierać! Ale jeśli przesadzam to powiedz!
Już usycham z pragnienia do przeczytania następnego rozdziału!!Czekam <3
Bye
Viki
Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńTylko proszę Cię niech Danielowi się nic nie stanie :)
Ps.Pozdrawiam i nie mogę się doczekać już kolejnego rozdziału :)
*poprawka*
OdpowiedzUsuńJeju no nareszcie się doczekałam! Sprawdzałam Twojego bloga codziennie, mam go w zakładkach, ale całkiem niedawno się poddałam, tak długo nic nie dodawałaś :( A tu proszę! Rozdział świetny, jak zawsze z resztą. Czekam z niecierpliwością na kolejny!
PS Zapraszam do mnie:) Mam dopiero prolog i dwa rozdziały oraz chętnie posłuchałabym jakiś rad. ;_; --- > http://outxinxspace.blogspot.com/ Całusy! ;)
Masz rację to marzenie każdej początkowej pisarki. Ile razy śniło mi się, że wydałam książkę o Alyss... ♥
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to jestem już i komentuję :D
Brook mnie rozwaliła w tym rozdziale. Jezu ile siły ma ta dziewczyna XD
A Dominic... hmm... ma on coś takiego w sobie. Mówiąc szczerze to podoba mi się :))
Czekam na następny rozdział, bo bardzo ciekawi mnie gdzie jest Dan.
Weny ♥♥♥
Hej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie :)
Najbardziej lubię Fanfiction, ale muszę przyznać, że twoja historia zrobiła na mnie wrażenie :D
Podoba mi się! :* :)
Życzę weny i czekam na next :)
Lodo ^^
Twój blog został dodany :)
OdpowiedzUsuńhttp://blogujmy-wspolnie.blogspot.com/2014/07/two-different-worlds.html#comment-form
Błagam niech Dominic nie odchidzi
OdpowiedzUsuńBłagam pisz!!!
OdpowiedzUsuńBoże jak bym chciała by całe to opowiadanie było książką. Mogłabym wtedy wybierać moment w którym zrobie sobie przerwę (np. na obiad :D).Nie musiałabym czekać w męczarniach na kolejny rozdział!!!
<3
O mamo, to jest takie.. aww, pisz pisz pisz! nie moge się doczekać 5 rozdziału :D
OdpowiedzUsuńOjej jaki cudowny rozdział. Dominic taki wrażliwy... słodko.
OdpowiedzUsuńBłagam Cię pisz dalej (i szybki)
Doczekać się nie mogę
Błagam Cię pisz!!!!! Albo jak już napisałś to DODAJ!!! <3
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam to wakacje są to czemu nie piszesz???
OdpowiedzUsuńzaczynam gnić już z braku twej twórczości!!!
Boże, Dan, co z Tb?!
OdpowiedzUsuńJa chcę więcej! Więcej czytania!!
~Aleksandra
Fajnie że trochę zmieniłaś opowiadanie- w sensie usunełaś późniejsze rozdziały bo miałam wrażenie że zostały napisane na siłe. Super że wprowadzasz zmiany i nie boisz się cofać swoich decyzji. Mam nadzieję że jeszcze piszesz i dodasz :)
OdpowiedzUsuń