*Piątek,
16:28*
- Daniel, wróciłam! – krzyknęłam, wchodząc do domu i rzucając torbę w kąt
przedpokoju.
- Jak było w szkole? – zapytał, wychylając się z kuchni.
- W porządku. – wzruszyłam obojętnie ramionami – Nic nowego.
- Zawsze tak mówisz – mruknął niezadowolony, wracając do swojego zajęcia.
- Co właściwie robisz? – zapytałam, siadając na blacie kuchennym niedaleko
brata.
- Obiad. – zaśmiał się – Dzisiaj mamy zapiekankę ziemniaczaną.
- Lepiej już zadzwonię po straż pożarną – roześmiałam się, przypominając sobie
jego ostatnią próbę robienia jakiejkolwiek pieczonej rzeczy.
- Śmiej się, śmiej! Zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie! – brat pogroził mi
palcem po czym sypnął w moją stronę mąką. Roześmiałam się jeszcze bardziej i
zgarnęłam trochę mąki z blatu, celując nią w brata.
- Tylko spró… - nie dokończył, gdy mąka wylądowała na jego twarzy. Na widok
jego zszokowanej miny, łzy szczęścia napłynęły mi do oczu.
- Ciołek – wyjęczałam, łapiąc się za brzuch który zaczął mnie delikatnie boleć.
- Gnida – warknął, ściągając mnie z blatu i przerzucając sobie przez ramię.
- Puszczaj! – pisnęłam, tłukąc go po plecach.
- Wiesz co się stanie, jeśli mąkę polejemy wodą? – zapytał złowieszczo,
kierując się do łazienki.
- Puść mnie! – krzyknęłam, próbując się wyrwać.
- Zła odpowiedź – zaśmiał się, wrzucając mnie do wanny i wysypując na moją
głowę resztę mąki.
- Nie, Dan, proszę cię .. – pisnęłam cienko, domyślając się co chce zrobić.
- Ciasto ! – zawołał uradowany i puścił na mnie strumień ciepłej wody. Pisnęłam
przeraźliwie, próbując wstać, lecz przez ciasto zlepiające mi powieki niewiele
widziałam. Nagle poczułam że tracę równowagę i przejechałam na jednej nodze
przez całą długość wanny, po czum z hukiem wylądowałam na tyłku. Jęknęłam z bólu,
na co mój brat się tylko roześmiał.
Milczałam, czując jak zaczynają mnie piec oczy a kość ogonowa dosłownie płonęła
żywym ogniem. Wiedziałam że Daniel czekał aż ja również się zacznę śmiać, lecz
gdy to nie nastąpiło, momentalnie spoważniał.
- Hej, w porządku? – zapytał z troską w głosie.
- Nie – warknęłam wściekle, próbując się podnieść. Natychmiast poczułam jak
silne ramiona brata podtrzymują mnie pod ramię, tym razem nie pozwalając upaść.
Gdy już wydostałam się z wanny, Daniel ręcznikiem wytarł mi oczy, umożliwiając
normalne patrzenie.
- Bardzo cię boli? – zmartwił się.
- Daj mi spokój. – mruknęłam, mijając go.
- Hej, przepraszam. Może powinniśmy jechać do lekarza?
- Odczep się! – krzyknęłam rozeźlona.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałem… - bronił się, idąc za mną do kuchni.
Zatrzymałam się i otworzyłam lodówkę, wyciągając z niej kilka rzeczy.
- Wiem że nie chciałeś… - zaczęłam powoli, zasłaniając drzwiczkami od lodówki
swoje ręce – Bo inaczej skończyłbyś tak ! – zawołałam i z rozmachem cisnęłam w
niego jajkiem, co momentalnie rozproszyło jego uwagę i dało mi kilka sekund
przewagi. Rzuciłam się do swojego pokoju, wyciskając na niego całą butelkę
keczupu. Daniel ocknął się po sekundzie i ruszył za mną, lecz ja byłam szybsza.
Gdy ten dopiero brał zakręt na moje drzwi, ja już zdążyłam przekręcić kluczyk w
zamku.
Zza drzwi słyszałam jak brat mi się odgraża, ale to i tak skończy się tylko na
groźbach. Jak zwykle.
Usiadłam na łóżku i pilotem włączyłam wieżę, którą dostałam od Dana na 16
urodziny, dwa miesiące temu. Gdy muzyka rozbrzmiała w głośnikach, od razu
poczułam wibracje na łóżku, basy były odczuwalne niemal w całym mieszkaniu.
Po kilkunastu minutach poczułam nieustające wibracje w telefonie który miałam w
kieszeni.
Sms.
Daniel : Obiad królewno.
Momentalnie ściszyłam muzykę i wyszłam z pokoju z szerokim uśmiechem
- I jak? Wygląda nieźle. – powiedział z dumą.
- Jadalnie – prychnęłam i usiadłam do stołu.
- Bon Apetite, mademoisselle. – Daniel z podejrzanym uśmiechem postawił przede
mną talerz z całkiem apetycznie wyglądającą zapiekanką.
- Nawzajem – rzuciłam, z obawą skubiąc zapieczony ser z wierzchu.
- Nie otrujesz się. – Dan spojrzał na mnie z kpiarskim uśmiechem.
- No nie wiem… - mruknęłam z udawanym strachem. Spróbowałam kawałek i
teatralnym gestem złapałam się za gardło, udając że się duszę.
- Wredna gadzina – parsknął Daniel, zjadając swoją porcję.
- Dobre jest – powiedziałam po krótkim namyśle.
- Serio ci smakuje? – niedowierzał brat. Zwykle śmiałam się z jego spalonych
kurczaków, paćkowatych warzyw i okropnych zup. Ale ta zapiekanka wyszła bardzo
dobra.
- Serio serio. Od dzisiaj tylko to robisz na obiad – zarządziłam.
- Mówisz masz – roześmiał się. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę – zaoferowałam i w ekspresowym tempie znalazłam się przy drzwiach.
- Hej Brook! – zawołała nienaturalnie szczęśliwa Tess, stojąca w moich
drzwiach.
- Cześć Tess. Właśnie jem obiad, chcesz trochę? – zaproponowałam, wpuszczając
koleżankę do mieszkania.
- Emm… Bardzo chętnie, ale tak się złożyło że już jadłam – zełgała z
przepraszającym uśmiechem.
- Nie wiesz co tracisz – prychnęłam zabierając swój talerz z kuchni.
- Siemka mała – uśmiechnął się mój brat, zmywając talerze zalegające w zlewie.
- Cześć. W końcu wyszło ci coś jadalnego, co? – wytknęła mu dziewczyna.
- Tak. – prychnął Daniel.
- Idziemy? – zapytałam, dokańczając zapiekankę.
- Jasne. Narka Dan! – zawołała Tess, kierując się do wyjścia.
- Zaraz, moment ! – cofnął nas Daniel, stając w drzwiach kuchennych. – Dokąd
się wybieracie?
- Idziemy do Ricka, na próbę – wywróciłam oczami i podparłam się pod boki.
Wcale nie miałam ochoty tam iść, ale obiecałam Tess że z nią pójdę. Nie mogłam
jej wystawić mimo że Rick wywoływał u mnie natychmiastowy odruch wymiotny, w końcu była moją przyjaciółką.
- No idźcie, idźcie. – Daniel łaskawie zgodził się mnie wypuścić. – Przyjadę po
północy.
- Oczywiście. Dzisiaj piątek, wyluzuj. – poklepałam brata po ramieniu i
popchnęłam Tess do drzwi.
- Nie będzie ci za zimno? – zatroskał się Dan, wskazując na moją szarą bluzę.
- Mamy połowę marca – mruknęłam bez entuzjazmu.
- Grzecznie tam! – usłyszałam, zamykając za sobą drzwi.
- Twój brat jest super! – stwierdziła po raz setny Tess – Mieć takiego
chłopaka…
- … to tragedia – prychnęłam – Wbrew pozorom, Daniel jest strasznie zaborczy i
taki troskliwy… Najchętniej by mnie nie wypuszczał z domu.
- Ale jakie ma mięśnie!
- Mięśnie to nie wszystko, Tess – prychnęłam, ponownie wywracając oczami.
- Ale dużo. Sama powiedz, podobałby ci
się taki szkielet?
- Raczej nie, ale przede wszystkim musi być… No wiesz. Idealny.
- Nie ma takich, Brook. Nie na tej planecie – skrzywiła się Tess. Przytaknęłam
jej z rozczarowaniem.
Tess miała racje. Jeżeli chłopak jest przystojny, to jest dupkiem – jeżeli jest
normalny, to albo gej, albo konfident. Ideały, ze złotym sercem i ładną buźką,
to mit dla małych dziewczynek lubiących bajki.
- Ale Rick jest całkiem niezły, sama przyznasz. – zagaiła nagle rudowłosa.
- Rick… Rick to cham, wiesz sama. Udaje Super Bad Boya, a tak naprawdę jest
ciotą.
- No fakt.. Ale ten twój brat wydaje się po prostu boski. – zachwycała się.
Tess od roku jest totalnie zakochana w moim bracie, ale on niestety nie patrzy
na nią tymi kategoriami. Lubi ją, ale postrzega jedynie jako koleżankę młodszej
siostry.
- Dałabyś spokój. – westchnęłam zrezygnowana – Mój brat to mój brat.
- Ale jaki… Już się zamykam – zreflektowała się w ostatniej chwili.
Co do Ricka… Rick to typowy pozer. Może i ma ładną buźkę, ale w głowie ma
zupełne siano. Wykorzystuje dziewczyny na każdy możliwy sposób a potem je
zostawia. Nigdy na nikim mu nie zależało tak jak na sobie. Niestety jedno mu
trzeba było przyznać – miał talent do gry na gitarze. Był niesamowity, jak na
swoje 17 lat. Był starszy ode mnie o rok, tak jak Tess.
- Myślisz że dużo będzie osób? – zapytałam, gdy doszłyśmy już pod dom Lucasa,
wokalisty zespołu. Próby były zwykle u niego w garażu ze względu na wyciszone
ściany i wolną przestrzeń.
- Na bank. Ale wiesz, będzie tak jak zawsze…
- Na pewno – pokiwałam powoli głową. Po każdej próbie, Rick wyciągał z pokrowca
butelkę wódki i chłopaki rozkręcali imprezę – uwaga sarkazm. Impreza na 6 osób
z rodzicami na karku, którzy mogą wpaść w każdej chwili.
- Witajcie miłe panie – ukłonił się Luc, wpuszczając nas do garażu w którym
Rick i Joshua ( perkusista ) już grali. Oprócz naszej piątki były jeszcze
jakieś 3 panny które kojarzę ze szkoły.
- Hejka – rzuciłam, siadając z Tess na ogromnej, fioletowej pufie-fotelu.
- To co, zaczynamy? – rzucił Josh, zatrzymując talerze w pół drgnięcia.
- Jasne. Dawajcie „Wild Heart” –
odparł Luc, kołysząc się na boki.
Po trzech godzinach słuchania zawodzenia Lucasa, byłam po prostu zmęczona.
Dochodziła 20 i o dziwo chciałam już iść do domu, w przeciwieństwie do Tess,
która słuchała chłopców jak zaczarowana. Wiedziałam że brat się mnie jeszcze
nie spodziewa, więc musiałam przesiedzieć tu jeszcze przynajmniej godzinę.
- Przerwa chłopaki. – zarządził Rick, odkładając gitarę. – Ktoś tu się chyba nudzi
– zaśmiał się podchodząc do mnie. Luc i Josh wyszli z garażu.
- Nie, skąd – zaprzeczyłam, podnosząc się.
- Przecież widzę. – zaśmiał się. – To co robimy?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami.
- Och Rick byłeś cudowny! – zapiszczała jakaś blondynka, wieszając się na
ramieniu chłopaka.
- Dzięki mała. – Rick uśmiechnął się do
niej rozbrajająco. W mgnieniu oka dwie kolejne dziewczyny rzuciły się na niego
niczym wygłodniałe hieny.
- Tess, błagam, chodźmy stąd – jęknęłam, odciągając przyjaciółkę na bok.
- Ale przecież tu jest świetnie ! – zaoponowała żarliwie dziewczyna.
- Raczej nudno – prychnęłam lekceważąco – Chyba że interesuje cię jak te
pustaki ślinią się na widok Ricka.
- Lepsze to, niż siedzenie w domu – stwierdziła Tess i mijając mnie podeszła do
wianuszka dziewczyn wokół ciemnowłosego.
Nie mogłam uwierzyć że nawet moja przyjaciółka dołączyła do tych kretynek.
Nagle zauważyłam starszego brata Lucasa, Collina, który najwyraźniej przyszedł
nas poniańczyć.
- Ten pajac znowu gwiazdorzy? – zapytał, obrzucając Ricka pogardliwym
spojrzeniem.
- Niestety. – westchnęłam.
- Chodź stąd. Niech się sami ślinią – prychnął Collin i wyciągnął mnie z
garażu. Rzadko miałam okazję zobaczyć inną część domu Luca niż garaż. Mieli
mały dom, skromnie urządzony, ale ze smakiem. Dopasowane meble i dodatki, i
mnóstwo różnych bibelotów nadawały miejscu przyjemną, rodzinną atmosferę.
- Co chcesz obejrzeć? – zapytał Collin, siadając na beżowej, skórzanej kanapie.
- Jakiś dobry horror. – zaproponowałam, siadając obok niego.
- Okej. Może … „Forbiden Avenue”? – rzucił, wybierając film z oferty
satelitarnej.
- O czym?
- O jakiejś dziewczynie która nocą przeniosła się do świata równoległego i sama
chodzi po mieście. No i dzieją się różne rzeczy – dodał tajemniczym tonem.
- Niech będzie – zgodziłam się z uśmiechem. Collin zgasił światła i włączył
film.
[…]
Gdy film się skończył, przyłapałam się na tym że siedzę wtulona w Collina.
- Ktoś tu się chyba boi – roześmiał się blondyn, a ja natychmiast się od niego
odsunęłam.
- Skąd. – skłamałam, czując jak w środku cała się trzęsę.
- Wcale. – prychnął chłopak.
- No właśnie, że wcale – pokazałam Collinowi język i wstałam – Będę się zbierać.
- Nie czekasz na Daniela? – zdziwił się. Daniel i Collin chodzi razem na
siłownię, więc się znali. Byli w tym samym wieku. Szybko chwyciłam bluzę i
małą, czarną torebkę, zarzucając ją sobie na ramię.
- Nie, jestem zmęczona. – wzruszyłam obojętnie ramionami – Dzięki za film!
- Spoko. Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się, odprowadzając mnie
do drzwi.
- Uważaj na siebie, co? Bo jeszcze przeniesiesz się do innego wymiaru. –
zażartował.
- Spokojnie. Jakby co, wiem że mam szukać czarnego noża. Cześć – rzuciłam i
wyszłam na dwór. Gdy Collin zamknął za mną drzwi i światło na werandzie zgasło,
mimowolnie zadrżałam. Było już dobrze po 22, i włóczenie się samej po nocy, tuż
po obejrzeniu horroru, już nie wydawało mi się dobrym pomysłem. Mimo to,
odważnie ruszyłam przed siebie.
Najmniejszy hałas powodował że moje serce się zatrzymywało i miałam ochotę
rzucić się do ucieczki.
Moja wyobraźnia pracowała na zdwojonych obrotach, podsuwając mi coraz głupsze
pomysły. Oglądanie tego filmu było zdecydowanie złym pomysłem..
Byłam już w połowie drogi do domu, gdy nagle latarnia obok której przechodziłam
zamigotała i zgasła. Zamarłam, niemal sparaliżowana strachem.
Miałam ochotę się rozpłakać ze strachu, lecz wiedziałam że muszę być dzielna.
To był tylko głupi film, takie rzeczy nie dzieją się naprawdę. Choć muszę
przyznać że opustoszały krajobraz nie działał pokrzepiająco – ani żywej duszy.
Gdy skończyłam się przekonywać o absurdalności swojego strachu, ku mojej uldze
latarnia się zapaliła.
- Boże, Brooklyn, jesteś idiotką – wymamrotałam, z ulgą ruszając przed siebie.
- Naprawdę? Nie powiedziałbym – usłyszałam tuż przy swoim lewym uchu.
Krzyknęłam przeraźliwie, odwracając się w miejscu.
- Co taka grzeczna niunia jak ty, robi w miejscu takim jak to, o tej porze? –
zakpił stojący przede mną chłopak. Koleś był wysoki i napakowany.
- J-ja… czekam na kogoś – wypaliłam bez zastanowienia, próbując wygrzebać
telefon z kieszeni.
- Ciekawe na kogo – chłopak zdawał się przewiercać mnie swoim spojrzeniem .
- Nie ładnie jest tak kłamać, mała – na ustach chłopaka wykwitł złośliwy
uśmieszek.
- Nie kłamię. Czekam na mojego chłopaka – odparłam odważnie.
- Pewnie jakaś pizda, co? Może wolałabyś się zabawić z prawdziwym mężczyzną? –
chłopak zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać. Natychmiast uderzyła mnie
mocna woń alkoholu
- Nie. – jęknęłam słabo – Muszę już iść… - cofałam się powoli.
- Nie tak szybko – chłopak nagle znalazł się tuż przy mnie. – Jeszcze cię nie
puszczam. – ledwie wypowiedział te słowa, poczułam jego ręce na swoich
ramionach. Chłopak pchnął mnie na ścianę, a sam docisnął mnie do niej swoim
ciałem.
- No, mała, co ty na to żebyśmy się lepiej poznali – zaproponował, dociskając
mnie do ściany. Zauważyłam jakiś błysk w jego dłoni, sekundę przed tym jak
poczułam lodowatą stal na swojej szyi.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Dosłownie – zaśmiał się cicho,
delikatnie wodząc nożem po moim policzku.
Zalał mnie obezwładniający strach. Gdyby nie to że chłopak przyciskał mnie do
ściany, najpewniej bym upadła.
- Zrobimy tak. Ty zrobisz to co zechcę, a ja cię nie zabiję. Może być? –
wyszeptał wprost do mojego ucha.
Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, zbyt przerażona by w ogóle myśleć.
- Może? – syknął zniecierpliwiony, mocniej dociskając nóż do mojej szyi. Ten
chłodny metal jakby wyrwał mnie z letargu, ocknęłam się w zupełnym szoku.
- Nie – warknęłam i z całej siły, kopnęłam chłopaka kolanem między nogi. Gość
zgiął się wpół, upuszczając nóż i łapiąc się za bolące miejsce.
Dostrzegając swoją szansę, rzuciłam się do ucieczki, ale napastnik okazał się
szybszy. Poczułam jak jego ręka w ostatniej chwili łapie mnie za włosy i
poleciałam do tyłu. Cicho krzyknęłam z bólu, gdy chłopak mocno szarpnął za
garść włosów.
- Ty suko – warknął wściekły i zamachnął się na mnie nożem. Machinalnie
zamknęłam oczy, przygotowując się na najgorsze.
- Zostaw ją! – usłyszałam czyjś wrzask i ręka trzymająca moje włosy zniknęła.
Zobaczyłam chłopaka stojącego tuż za moim oprawcą który próbował go trafić
nożem. Obcy jednak był od niego szybszy i zwinniejszy. Ku mojemu zdziwieniu,
mój bohater z całej siły zamachnął się na chłopaka, po czym jego pięść
wylądowała idealnie na jego nosie. Coś głucho trzasnęło, z nosa dresiarza
spłynęła krew.
Zakryłam sobie usta dłonią, gdy nieznajomy uderzył pakera w brzuch, bo czym
kopnął go kilka razy, aż tamten osunął się bezwładnie po ścianie.
- Nic ci nie jest? – zapytał na półwydechu, odwracając się w moją stronę i
wyciągając rękę.
- Chyba nie – wymamrotałam, wstając z ziemi.
Obcy również był wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobie czarne jeansy, białą,
opinającą jego ciało koszulkę pod którą zauważyłam srebrny łańcuszek, i czarną, skórzaną kurtkę. Miał ciemne oczy i
dość długie ciemne włosy, ułożone w artystycznym nieładzie.
- Nie powinnaś sama się tu szwendać. To
nie jest odpowiednie miejsce dla grzecznych panienek.
Nie wiedziałam co było gorsze – to że mnie upominał w takiej chwili, czy to że
stwierdził że jestem grzeczną panienką.
- Ja wcale nie… - zaczęłam, lecz nieznajomy zbył mnie machnięciem ręki.
- Nie ważne… - mruknął po czym spojrzał na mnie uważnie.
- Zmiataj stąd, mała. I nie wracaj w tę okolicę. – poradził mi po czym odwrócił
się na pięcie i ruszył przed siebie.
- Czekaj! – zawołałam, doganiając go.
- Czego jeszcze chce? – zapytał zniecierpliwiony, przystając kawałek przede
mną.
- Ja.. Dzięki za pomoc. Gdyby nie ty…
- Nienawidzę ckliwych gadek. – jęknął, przerywając mi w pół zdania – Zwykłe
dzięki wystarczy.
- Spoko. Pomyślałam że może mógłbyś mi kawałek potowarzyszyć… - zaproponowałam,
z zażenowaniem spuszczając wzrok.
- Nie bawię się w ochroniarza. – roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Nie o to mi chodziła, ja po prostu…
- Boisz się? – zakpił, ponownie się wcinając.
- Wcale się nie…
- Boisz. Widać po tobie. Mała, zmiataj już. Odprowadzę cię wzrokiem, do rogu,
pasuje?
Powiedział to tak lekkim i obojętnym tonem, że moje zażenowanie sięgnęło
zenitu. Uśmiechał się tak bezczelnie, z taką pewnością siebie, że zupełnie zbił
mnie z tropu.
- Nie musisz – mruknęłam, cofając się pospiesznie. Nawet nie obejrzałam się za
siebie, szybkim krokiem pokonując odległość dzielącą mnie od najbliższego
przystanku. Dopiero w autobusie odetchnęłam spokojnie, siadając z na samym
przodzie.
Wysiadłam pod samym blokiem, szybko wstukałam kod otwierający drzwi i
pojechałam na 7 piętro, na którym znajdowało się nasze mieszkanie. 4 lata temu Daniel
sprzedał nasz rodzinny dom w centrum Manhattanu i kupił trzypokojowe, zadbane
mieszkanie na Brooklynie. Miał bliżej do pracy.
Gdy wysiadłam z windy, odruchowo sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu kluczy…
Tyle że torebki nie było na moim ramieniu.
- Cholera – zaklęłam cicho, przeklinając się za swoją głupotę. Ten dupek
gwizdnął mi torebkę!
Zaczęłam metodycznie naciskać dzwonek, dla pewności że Dan go usłyszy.
- Już jesteś? Czemu tak wcześnie? – zdziwił się mój brat, otwierając mi drzwi.
- Było nudno. Obejrzałam jakiś film z Collinem i wróciłam, Tess chciała jeszcze
zostać.
- I wracałaś sama przez miasto? – Daniel zmarszczył brwi, zakładając ręce na
piersiach.
- Ja… Nie… Skąd… - wydukałam, myśląc gorączkowo – Rick mnie odprowadził.
- Okej. W porządku. – stwierdził w końcu, uśmiechając się kpiarsko. –
Całowaliście się?
- Nie! Jesteś okropny! – zawołałam zawstydzona.
- Oj daj spokój, od dawna wiem że na siebie lecicie. – prychnął Daniel, idąc do
salonu.
- My? Na siebie? – roześmiałam się, analizując tę niedorzeczność. Rick mi się
podobał, ale ja jemu na pewno nie. Mógł mieć każdą laskę w szkole, poza tym nie
byłam w jego typie.
- Nie zaprzeczaj nawet. Tylko będę musiał z nim pogadać, na temat traktowania
mojej siostrzyczki…
- Daniel! – pisnęłam przerażona – Nie waż się!
- Spokojnie – zaśmiał się na widok mojej miny. Czasem mój brat bywał naprawdę
irytujący.
- Idę spać. – westchnęłam zrezygnowana i weszłam do łazienki, zamykając drzwi
na klucz.
Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę, starając się nie myśleć o
straconych rzeczach. Telefon, klucze, portfel… Telefon… Mój kochany telefonik…
- Dobranoc! – zawołałam, przechodząc przez przedpokój do swojego pokoju.
Uwielbiałam mój pokój, był idealny. Miałam fioletowe ściany z błękitnymi zawijasami
które namalowała zaraz po przeprowadzce.
Dużą część jednej ściany zajmowało ogromne okno z parapetem, który
Daniel specjalnie przerobił na ławę wyłożoną poduszkami i aksamitem. Sporo
miejsca zajmowało moje dziwaczne łóżko, robione specjalnie na zamówienie. Był
to półmetrowy, okrągły podest z wbudowanym materacem i dwoma schodkami ,
służącymi bardziej do ozdoby niż do użytki codziennego . Podest i podłoga były
białe, ale prawie całą podłogę pokrywał mój włochaty dywan ze srebrno-fioletowymi
nitkami. Na ścianie na której były drzwi stała moja ogromna, biała szafa z
rozsuwanymi drzwiami, pokrytymi lustrem. Reszta, czyli biurko, komoda i półki,
również były białe i niemal w całości zastawione moimi pamiątkami z
dzieciństwa, stojakami z biżuterią i książkami.
Przy łóżku stało moje wspaniałe stereo i stojak na płyty.
Ogólnie mój pokój był w miarę schludny, po prostu moje rzeczy były rozłożone
wszędzie w artystycznym nieładzie.
Podeszłam do łóżka i podłączyłam swoje lampki do kontaktu, po czym zgasiłam
światło. Dopiero teraz mój pokój wyglądał naprawdę magicznie – w całym pokoju
wisiały kolorowe i białe lampki, a ich światła przechodziły przez mały pryzmat
w kształcie serduszka, podwieszony pod sufitem na białej nitce.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i wyjęłam spod poduszki pilota do wieży.
Ustawiłam cicho muzykę, i zamknęłam oczy, zmęczona przygodami dzisiejszego
wieczoru.
*Poniedziałek, 13:40*
- Brook! Brook! – krzyczała Tess, przeciskając się w moją stronę. Nasz szkolny
hall w porze obiadu zwykle wyglądał gorzej niż Time Square.
- Co się stało? – zapytałam, gdy zarumieniona dziewczyna w końcu przede mną stanęła.
- Zadzwonił do mnie jakiś koleś! – pisnęła podekscytowana.
- I co z tego? – zapytałam, otwierając swoją szafkę.
- Z twojego numeru! – zawołała, niemal podskakując w miejscu.
- Jak to? – nieświadomie zatrzymałam rękę w pół drogi do szafki.
- No po prostu ! Powiedział że ma twoją torebkę i chce ci ją oddać. Boże to
takie romantyczne… - westchnęła głośno, opierając się o szafkę z rozmarzonym
wyrazem twarzy.
- To wcale nie jest romantyczne, tylko chore. Ukradł mi torebkę! – warknęłam
wściekła. Wiedziałam kto najpewniej do niej dzwonił....
Zaraz! Co za bezczelny typ! Jak śmiał mi grzebać w torebce! I dzwonić z
mojego telefonu!
Szybko wyjęłam książkę do fizyki i schowałam ją do torby, w
zamian odkładając do szafki opasłą cegłę, zwaną potocznie książką od
matematyki.
- Ale chce się spotkać! – powtórzyła zniecierpliwiona – Powiedziałam mu, że z
chęcią się z nim spotkasz.
- Co zrobiłaś?! – krzyknęłam z niedowierzaniem, natychmiast zatrzaskując szafkę.
- Oj nie rób z tego draki, Brook. Gość wydaje się sympatyczny! I pójdę z tobą!
– zaoferowała się prędko. Z zrezygnowaniem oparłam się czołem o szafkę, nie
mogąc uwierzyć w głupotę najlepszej przyjaciółki.
- Cudownie..- mruknęłam, marząc aby znaleźć się już w domu.
- Mówię ci że nie masz co panikować. – zachichotała Tess, dźgając mnie w bok. –
Przecież takie historie nie zdarzają się codziennie! Założę się że od razu się
w sobie zakochacie! Albo jeszcze lepiej! My się w sobie zakochamy! – Tess
podskoczyła z nadmiaru emocji. Spojrzałam na nią jak na niespełna rozumu.
- Jesteś niemożliwa. – mruknęłam, ruszając w kierunku pracowni fizycznej. – To
zupełnie obcy człowiek, i szczerze? Nie mam ochoty go bliżej poznawać –
wzdrygnęłam się na samo wspomnienie piątkowych wydarzeń.
- Przez telefon wydawał się bardzo miły. Gadaliśmy bite piętnaście minut. –
pochwaliła się Tess, doganiając mnie. Cudownie! Ten pajac wydzwaniał mi kartę!
- Wspaniale, szkoda że na mój koszt. Tess, dałabyś już spokój. – jęknęłam
błagalnie, odkładając torbę na podłogę . Zanim ruda zdążyła cokolwiek
odpowiedzieć, podszedł do nas Rick i Lucas.
- Hejka – uśmiechnęła się Tess, momentalnie zapominając o „niesamowicie
romantycznym nieznajomym”.
- Hej Brooklyn. – olał ją Rick, opierając się nonszalancko o ścianę. Luc
jedynie skinął jej głową.
- Czemu wyszłaś z naszego koncertu tak wcześnie, co? – zapytał ciemnowłosy,
przypatrując mi się uważnie. Koncertu? Dobre sobie.
- Bo mnie nudził. – odparłam szczerze, uśmiechając się do niego. Lucas i Rick
roześmiali się głośno, zupełnie jakbym opowiedziała najlepszy żart na świecie.
- Zabawna jesteś – stwierdził Lucas, uśmiechając się szeroko, na co jedynie
wywróciłam oczami.
- A tak poważnie, to martwiłem się. Nie chciałbym żeby coś ci się stało, a sama
wiesz jaka jest okolica w nocy – zatroskał się Rick, przysuwając się do mnie.
- Nie musiałeś się martwić, jestem dużą dziewczynką. Sama sobie radzę.
- Oczywiście że tak – przytaknął natychmiast, uśmiechając się. Według niego,
wyglądał uroczo, według mnie – kretyńsko.
- Może chciałabyś pójść ze mną po lekcjach na kawę? Jesteś mi coś winna za
takie wyjście. – zaproponował Rick, obejmując mnie ramieniem. Natychmiast mu
się wywinęłam, resztką silnej woli powstrzymując się od strzelenia go w twarz.
- Nie, dzięki – rzuciłam, na co Tess natychmiast mnie odepchnęła na bok.
- Ale ja z chęcią się z tobą przejdę! – zaświergotała pogodnie.
- Eee… Przypomniało mi się że muszę iść do biblioteki po lekcjach. Pa Brooklyn
– rzucił Rick i pociągnął Lucasa w przeciwną stronę.
- Czemu się nie zgodziłaś? – zawołała rozczarowana Tess.
- Bo to idiota? – wzruszyłam ramionami i gwałtownym ruchem zarzuciłam grzywkę
do tyłu – Taki seksowny! – wychrypiałam, imitując głos Ricka. Ruda obrzuciła
mnie spojrzeniem pełnym niedowierzania.
- Nie wierzę że naprawdę to powiedziałaś. – pokręciła karcąco głową.
- To uwierz. I chodź na fizykę – pociągnęłam Tess do Sali, akurat gdy zadzwonił
dzwonek.
Jak zwykle usiadłam z nią w drugiej ławce od okna, to było nasze stałe miejsce.
Przed nami siedziały Amanda Clarks i Jenna Lee , klasowe plotkary, natomiast za
nami siedziała Scarlett Black i jej brat Ethan. Scarlett znałam jeszcze z
gimnazjum, gdy tylko przeniosłam się do jej klasy od razu się zaprzyjaźniłyśmy.
A jej brat był całkiem w porządku, dlatego nie miałyśmy nic przeciwko gdy z
nami chodził. Wszyscy postrzegali mnie i Ethana jako parę, od czasu pamiętnego
Zimowego Balu, kiedy to ja zostałam Królową, a on Królem. Musieliśmy przez cały
następny miesiąc przekonywać wszystkich,
że tak nie jest, a mimo to nikt nam nie wierzył. Po pewnym czasie jednak
plotki ustały a ja i Ethan znów mogliśmy pokazywać się razem, co bardzo
ułatwiło przyjaźń ze Scarlett.
- Dzień dobry, moi drodzy! – uśmiechnęła się nauczycielka, wchodząc do sali.
Odpowiedziały jej niezadowolone pomruki zmęczonych już uczniów.
- Na dzisiejszej lekcji zajmiemy przyciąganiem magnetycznym. Kto wie co to
jest? – zapytała, pokazując całej klasie mały, czerwono-niebieski przedmiot.
- Magnes? – powiedział niepewnie ktoś z tyłu.
- Tak. Co wiecie o magnesach?
- Mają dwa bieguny. – wtrąciła Scarlett zza moich pleców.
- Coś jeszcze? – dopytywała nauczycielka.
- Mają swoje pola magnetyczne – powiedziałam, szybko wertując podręcznik.
- Dokładnie! Tym dziś się będziemy zajmować. Zapiszcie temat – Badanie
właściwości pola magnetycznego.
Część klasy posłusznie zanotowała temat, reszta tylko przyglądała się
nauczycielce.
- Będziecie pracować w parach, tak jak siedzicie w ławkach. Każda para dostanie
dwa magnesy i słoiczek opiłków żelaza. Waszym zadaniem jest zaobserwowanie
ruchu w przestrzeni między magnesami, w zależności od ich ułożenia. –
kontynuowała, chodząc między ławkami i rozdając potrzebne rzeczy.
Dzięki Bogu była to nasza ostatnia lekcja...
[...]
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wszyscy zerwali się z miejsc, na wyścigi wrzucając książki do toreb i plecaków, każdy chciał jak najszybciej wyjść ze szkoły.
- Co to za zamieszanie? - zapytałam zaskoczona tłumem przy wyjściu ze szkoły. Tess również wydawała się zdziwiona.
- Nie wiem. - mruknęła, przepychając się do przodu.
Zewsząd dochodziły nas podekscytowane głosy i szepty. Zbiorowisko składało się w głównej mierze z dziewczyn.
-... mega ciacho ! - pisnęła jedna z nich, próbując zobaczyć coś więcej.
- Pewnie zajęty, nie kojarzę go ze szkoły, a taką dupę bym zapamiętała...
- Patrz jakie ma mięśnie...
Prychnęłam pogardliwie, słysząc te rozentuzjazmowane idiotki, zachwycające się najpewniej jakimś dupkiem. Szybko pociągnęłam Tess do wyjścia, tak abyśmy nie zostały zadeptane.
Nagle ponad cały harmider wybił się jeden, męski głos.
- Drogie panie, dziękuję za tak ciepłe przyjęcie, ale czekam tu na kogoś. - chłopak którego twarzy nie widziałam, najwidoczniej dobrze się bawił.
- Brooklyn, czekaj, zobaczmy chociaż kto to! - błagała rudowłosa, wyrywając się w stronę głosu.
- Masz pięć sekund, potem stąd idę - powiedziałam w końcu, na co Tess jedynie pisnęła i rzuciła się w tłum.
Wywróciłam oczami i podparłam ręce na biodrach, ostentacyjnie olewając wszystkich dookoła.
Gdy Tess nie wracała, zdecydowałam się jednak po nią pójść. Może te hieny ją pożarły?
Zaczęłam przepychać się do centrum zbiorowiska, torując sobie drogę łokciami, lecz gdy znalazłam się mniej więcej w połowie drogi, tłum nagle zamilkł.
Zdezorientowana rozejrzałam się za Tess, ale nigdzie jej nie było. Dziewczyny równie nagle co zamilkły, nagle zaczęły jazgotać jeszcze głośniej, tym razem głośno wykrzykując.... moje imię.
Jakaś blondynka stojąca obok mnie nagle krzyknęła, wskazując mnie palcem. Teraz serio czułam się dziwnie, zupełnie jak zwierzę w cyrku.
Dziewczyny przede mną zaczęły się rozsuwać na boki, aż w końcu w samym ich środku zobaczyłam Tess.
Nie była jednak sama, o nie, to byłoby zbyt piękne. Obok niej, z łobuzerskim uśmiechem stał ON.
I miał moją torebkę.
No, Brooklyn, przedstawienie dopiero się zacznie, pomyślałam cierpko, powoli ruszając w stronę przyjaciółki.
~*~
No i jest CHAPTER 1 ! Na następny jednak będziecie musiały poczekać przynajmniej tydzień :D
Jeżeli się wam podoba, to tak jak pod Prologiem, proszę przynajmniej o emotikonę w komentarzu :) To dla mnie ważne, zresztą same o tym wiecie, bo część z was zapewne ma blogi :) To chyba wszystko :) Mam nadzieję że się wam podoba, bo mi bardzo ^^ Zaraz zaktualizuję zakładkę "Bohaterowie", w końcu trochę ich przybyło :)
CZYTAM/DOCENIAM = KOMENTUJĘ
No i gdzie ten kolejny rozdział? czekam :(
OdpowiedzUsuń*.* brak mi słów, zajebisty, boski. Mam banana na ryju i śline na jezyku i zazdro mnie bierze xD
OdpowiedzUsuńLece do bohaterów :)
Jejku super opko :* fajnie się czyta i ma jak to się tam nazywa... jakąs dramaturgię czy coś no... buduję powoli napięcie a to duży plus bo nie każdy tak potrafi <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się podoba czekam *u*
kiedy next? :D
OdpowiedzUsuńej właśnie ja tu czekam!!
OdpowiedzUsuńkiedy coś się pojawi?? :D
♥
OdpowiedzUsuńNa początku, jak przewiesił ją sobie przez ramię, musiałam wejść w bohaterów, żeby zobaczyć, jak braciszek wygląda i... o ja pierdziu *.* Tak myślałam, że przystojniak <3
OdpowiedzUsuńPowinnaś więcej opisu postaci dodać, mimo że masz zakładkę z bohaterami - co chwilę musiałam sprawdzać xD
Ale... O ja pierdziu, zajebiście!
Rozdział zajebiście Ci wyszedł i na prawdę dobrze piszesz, choć powinnaś właśnie jeszcze więcej opisów dawać. Ale... Zajebiście!
A tak notabene, gdy braciszkowi się spowiadała z "braku pocałunku", to pokręciłaś postacie: Pisałaś o Collinie, potem o tym zadufanym sobie palancie.
I... Musiałaś tak skończyć? :3 Lecę next'a czytać!
Weny ;*
Aleksji
stanzaczytany@gmail.com
http://facebook.com/StanZaczytany
http://get-up-after-a-fall.blogspot.com
Nie pomyliłam ;) To z Collinem oglądała film, a odprowadził ją Rick :P To przemyślane, spokojnie ;) A co do opisów... staram się nad tym pracować. Jeszcze nie wyrobiłam sobie takiego "złotego środka". Za dużo opisów - źle. Za dużo dialogów - też źle xD
Usuń